Nanao Machimura z pewnością jest osobą pamiętliwą. Po trzech latach
nadal pamięta zniewagę, jakiej dopuścił się kolega z klasy, Yoshiko
Takatsuki, w chwili, kiedy dziewczyna przyszła się pożegnać, ponieważ
musiała opuścić szkołę dla bogatych dzieciaków z przyczyn rodzinnych.
Teraz nadarza się okazja, by wziąć odwet – Yoshito jest najstarszym
synem rodziny Takatsuki i jego rodzice zdecydowali, że pora, by się
ustatkował. Tylko jak znaleźć odpowiednią kandydatkę na żonę? No cóż,
w kraju z pewnością nie brakuje dobrze urodzonych dziewcząt. Nanao, jako
jedna z nich, otrzymuje zaproszenie do rezydencji Takatsukich. Ma
tydzień, by przekonać do siebie bogatego panicza. Problem polega na tym,
że jest dziewięćdziesiątą dziewiątą kandydatką – jak dotąd żadnej
dziewczynie nie udało się dotrzeć do Yoshito, który jest nastawiony
bardzo nieufnie w stosunku do każdej nieznajomej osoby. Zaraz, problem?
Skąd, Nanao i tak szuka jedynie okazji do rewanżu. Z powodu urażonej
dumy ma w sobie wystarczająco dużo uporu, by nie dać się łatwo wykurzyć
z rezydencji, chociaż do pobytu w niej główny zainteresowany stara się
zniechęcić bohaterkę wszelkimi dostępnymi środkami.
Tak, to jest jeden z wielu przykładów mangi realizującej schemat „kto
się czubi, ten się lubi”. Tak, każdy, kto miał w ręku chociaż jeden
romans, będzie w stanie przewidzieć zakończenie po kilku pierwszych
stronach tudzież powyższym opisie. I tak, nie znajdziemy w Bitter Trap niczego odkrywczego. Tylko co z tego? Nie jest to przecież cecha dyskwalifikująca, ten oneshot
ma kilka zalet, dzięki którym potrafi się skutecznie obronić. Przede
wszystkim, choć autorka korzysta z oczywistych schematów, potrafi nimi
manipulować na tyle sprawnie, by nie nudziły i nie uderzały
przewidywalnością. Nie znajdziemy tu łzawych, przedramatyzowanych scen
rodem z telenoweli, postawiono na prostotę przedstawienia sytuacji,
która moim zdaniem przekonuje o wiele bardziej niż dramatyczne kwestie
czy litry łez wylanych przez bohaterów. Na dobre na pewno wyszła temu
tytułowi długość. Miejsca starczyło jedynie na sprawne opowiedzenie
głównego i jedynego wątku, bez zbędnych dłużyzn. Na irytujące intrygi
mające na celu rozdzielenie głównych bohaterów zwyczajnie zabrakło czasu
i bardzo dobrze – znalazł się tu ledwie jeden taki element w końcowej
części historii, który został rozegrany na tyle sprawnie, że stanowił
w zasadzie jedynie impuls mający popchnąć bohaterów do działania, a nie
tworzyć między nimi mur nieporozumień czy problem do rozwiązania. Inna
rzecz, że na początku trochę uderzyła mnie absurdalność samego
zawiązania fabuły, która jest chyba najsłabszym elementem Bitter Trap.
Na szczęście szybko okazuje się, że Nanao raczej nie pałała chęcią
zemsty, przez trzy lata szukając sposobu na odegranie się, a raczej
skorzystała z okazji, kiedy ta się pojawiła – zapewne zaproszenie ze
strony Takatsukich przypomniało dawny uraz. Jednak do końca nie mogłam
się przekonać do motywacji głównej bohaterki, mimo wszystko wydaje się
ona trochę naciągana. Cóż, to w końcu shoujo, więc jeśli naiwny pomysł wyjściowy nadrabia wykonaniem, skłonna jestem przymknąć oko.
Okładka japońskiego wydania |
Fabuła wiele zyskała dzięki głównej bohaterce. Choć Nanao pochodzi
z dobrego domu, daleko jej do rozkapryszonej panienki czy niewinnego
dziewczęcia niemającego pojęcia o świecie. Bardzo podobało mi się, że
dziewczyna jest pozytywnie nastawiona do życia, ale zna swoją wartość
i jest dumna. Nie sprowadza się to jednak do zadzierania nosa czy
wściekania się z byle powodu, ale silnej woli walki przy jednoczesnym
stawianiu sobie i innym rozsądnych granic. Dzięki temu nie daje się
zastraszyć ani złamać, choćby zamykali ją w piwnicy albo kazali pełnić
rolę sprzątaczki – potrafi zachować twarz w każdej sytuacji. Taki sposób
bycia sprawia, że Nanao łatwo zdobywa sympatię większości pozostałych
bohaterów Bitter Trap, a także czytelnika, który przynajmniej ma
poczucie, że zainteresowanie nią wykazywane przez panów ma jakieś
uzasadnienie, a nie wynika jedynie ze scenariusza. Jako jedna z niewielu
osób potrafi też powiedzieć Yoshito, co myśli o nim i jego zachowaniu,
a jej spostrzeżenia zazwyczaj okazują się trafne. Z kolei najstarsza
latorośl rodu Takatsuki ma poważne problemy z nawiązywaniem
jakichkolwiek znajomości. Powód jest prosty – ponieważ chłopak pochodzi
z bogatej rodziny, ma wrażenie, że wszystkie próby zbliżenia się do jego
osoby podszyte są chciwością i chęcią wyciągnięcia pieniędzy. Właśnie
dlatego odrzucił wszystkie dotychczasowe kandydatki i cóż, pewnie
przynajmniej po części miał rację, co nie zmienia faktu, że takie
podejście podchodzi pod paranoję. Mimo to Yoshito nie jest zimnym
draniem ani tym bardziej chamem, jakich spotkać można w niektórych
mangach shoujo – może stara się takiego zgrywać, trzymając
większość ludzi na dystans i od czasu do czasu robiąc im na złość, ale
to zdecydowanie nie ten typ. W rzeczywistości oczywiście chciałby się
przekonać, że ludzi interesuje on, nie jego pieniądze, chciałby, żeby
ktoś do niego dotarł i tak dalej – wiadomo, o co chodzi.
Po co się rozpisywać na temat tak oczywistych rzeczy? Chcę zwrócić
uwagę na jedno – wzajemne zainteresowanie głównych bohaterów
rzeczywiście ma jakiś sens. Nawet jeśli, ze względu na niewielką liczbę
stron, nie zostały szczególnie rozbudowane, ich charaktery wyraźnie się
uzupełniają, a to nie takie znowu częste w shoujo, tym bardziej, jeśli mamy do czynienia z oneshotem.
Tutaj relacje Nanao i Yoshito zostały nakreślone ładnie i z wyczuciem,
bez przegięcia w żadną stronę – ani wzajemnej niechęci, ani ckliwego
romansu.
Prócz pary głównych bohaterów w zasadzie nie ma o kim pisać. Yoshito
ma co prawda dwóch młodszych braci – Eito i Rihto, ale nie dane jest nam
poznać ich bliżej. Ich rola różni się od statystów głownie tym, że od
czasu do czasu rozmawiają z bratem o Nanao, oceniając ją i jej szanse na
zostanie żoną Yoshito; ich charaktery nie zostały przybliżone
w najmniejszym stopniu. Szkoda, bo mają zadatki na interesujące osoby –
ciekawie zapowiadają się ich relacje ze starszym bratem… Cóż, to akurat
jedna z wad oneshotów – na jakiekolwiek wątki poboczne zwyczajnie brakuje miejsca.
Takagi Shigeyoshi posługuje się dość charakterystycznym stylem artystycznym, który budzi skojarzenia raczej z josei niż klasycznym shoujo.
Postacie rysowane są pewną, nieco kanciastą kreską, która, choć
oszczędna, ma swój urok. Nie znajdziemy tutaj tych wszystkich uroczych
pierdółek w postaci serduszek, kwiatuszków, gwiazdeczek czy baniek
mydlanych przewijających się w tle w wielu innych tytułach – mogą się
one podobać lub nie, ale fakt faktem, że dzięki takim zabiegom kadry
wydają się mniej puste, a w Bitter Trap nie ma niczego, co
przejęłoby tę rolę. Autorka skupia się na postaciach i tym razem
jakiegokolwiek tła naprawdę jest jak na lekarstwo – na palcach jednej
ręki można pewnie policzyć strony, na których by się znalazło. Kadry
wypełnione są tekstem i bohaterami, więc nie przeszkadza to tak bardzo,
ale mimo wszystko czasem rzuca się w oczy – rastry nie zawsze wystarczą.
Cóż, przynajmniej w części rekompensują to naprawdę urodziwe postaci –
prawda, taki styl nie każdemu musi się podobać, ale moim zdaniem panie
będą miały na czym zawiesić oko. Nanao pod tym względem także w niczym
nie ustępuje bohaterom męskim.
Komu polecam Bitter Trap? Amatorkom romansów oczywiście! Nawet
jeśli jesteście zmęczone historiami, w których główne role odgrywają
rozkapryszeni bogacze, ten oneshot może być miłą odmianą, bo
różni się znacząco od schematu, który przyjęły mangi tego typu. Jest to
po prostu przyjemna, sprawnie opowiedziana, niewymagająca historyjka,
którą pamięta się na dłużej chyba tylko dzięki głównej bohaterce.
Przyznam, że sama wracałam do niej już trzy razy i za każdym razem
podobała mi się tak samo. Czego również Wam życzę.
Recenzja oryginalnie opublikowana została na portalu Tanuki-Manga. Oczywiście jest mojego autorstwa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz